sobota, 7 lutego 2015

4.Zapewniam cię, to świetna sprawa

Samochód pachniał nowością, był duży i miał skórzane, eleganckie fotele. Mknęłyśmy zupełnie pustą trzypasmówką, śpiewając do ryczącego na cały głos radia i pochłaniając paprykowe chipsy. Nagle samochodem szarpnęło, a ja zakrztusiłam się i rozkaszlałam spazmatycznie, pochylając ciało do przodu. Pasy wpiły mi się w brzuch, gdy pojazd zatrząsł się, a potem coś uderzyło od strony pasażera z ogromną siłą. Z drzwi wystrzeliła poduszka powietrzna, chwilę później przedziurawiona przez odłamki szyby. Poczułam na rękach coś ciepłego i spojrzałam zdziwiona na zakrwawione dłonie. Nie pamiętałam, żebym cokolwiek sobie zrobiła. Niemalże w tej samej chwili spadł na mnie ból tak duży, że zaczęłam krzyczeć, a mój świat stał się wielkim, czarnym lejem, po którym zsuwałam się w dół, widząc niknące w oddali, małe światełko.

***
Szok powypadkowy - tak ocenili mnie lekarze. Sny nawiedzały mnie praktycznie każdej nocy, w każdym byłam jedną z ofiar wypadku - zmieniały się tylko okoliczności. Pewnej nocy pilotowałam awionetkę, nad którą w pewnej chwili straciłam kontrolę. Innego razu znalazłam się na tonącym statku, zmuszona skakać za burtę bez kamizelki, a potem patrzyłam, jak ciemne wody oceanu zamykają się nade mną, niezdolna poruszyć kończynami.  Tak jak za każdym razem, obudziłam się z mokrą od łez twarzą, a mój krzyk zamarł w nocnym powietrzu.
- To nic, to nic. - uspakajałam sama siebie, ocierając grzbietem dłoni oczy - Sen, tylko sen.
Po chwili mój oddech wrócił do normalnego rytmu, a dreszcze powoli ustępowały. Wstałam i pościeliłam rozkopane łóżko na nowo, a potem wślizgnęłam się pod kołdrę, wcisnęłam twarz w poduszkę i usnęłam, tym razem nie śniąc o niczym.

***
-Megan, tak sobie pomyślałam, czy masz ochoty wybrać się dziś z Julią do galerii? - zapytała Leslie, sypiąc płatki kukurydziane do porcelanowej miski - Jutro do szkoły, może byś coś sobie kupiła?
Pokiwałam głową, choć nie mogłam powiedzieć, żeby propozycja zakupów z moją przybraną siostrzyczką była najlepszym pomysłem na spędzenie dzisiejszego dnia. Wydawało się, że Julia ma ten temat identyczne zdanie.
- Jasne. - odpowiedziałam. W ostatnim czasie tak nawykłam do kłamania, że przychodziło mi to z łatwością. - Bardzo chętnie.
- To dokończcie śniadanie i was podrzucę. - odparła radośnie Leslie, kończąc jedzenie i wkładając naczynia do zmywarki. Wstałam od stołu i poszłam się pomalować. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio byłam na zakupach, chyba było to jeszcze przed ośrodkiem wychowawczym. A nuż poznam kogoś ciekawego?
Pół godziny później wysiadłyśmy na parkingu dużej galerii handlowej, a Leslie odjeżdżając pomachała nam entuzjastycznie. Ruszyłyśmy w kierunku wejścia, a gdy wjeżdżałyśmy schodami na górę, Julia odezwała się:
- Wyjaśnijmy sobie coś. - urwała na chwilę i rzuciła mi nieprzyjazne spojrzenie - Nie mam zamiaru się tobą opiekować czy co tam wyobraża sobie moja matka. Radź sobie sama. Muszę z tobą mieszkać, ale nie muszę się z tobą przyjaźnić. Umówiłam się teraz z kimś innym, więc rób co chcesz, mnie to nie obchodzi. - nabrała powietrza i kontynuowała - Tylko bądź o trzynastej na parkingu. I ani słowa rodzicom, niech żyją sobie w świecie urojeń. - uśmiechnęła się lekko i nieprzyjemnie, a potem odwróciła się tyłem i odeszła, nie czekając na żadną reakcję z mojej strony. Jeszcze przez chwilę widziałam jej kołyszące się w rytm kroków jasne włosy, ale zaraz zniknęła w tłumie.
Rozejrzałam się dookoła, nie bardzo wiedząc, co mam ze sobą zrobić. W końcu zdecydowałam się iść do GreenCoffe, bo nie bardzo chciało mi się chodzić po sklepach. Zajęłam ostatni wolny stolik i zamówiłam herbatę, a potem wyjęłam z torby książkę i zabrałam się do czytania. Niedługo potem ktoś odchrząknął nieśmiało, a ja zobaczyłam stojącą przede mną niską, pulchną dziewczynę. W dłoniach trzymała filiżankę z parującą kawą.
- Przepraszam – powiedziała nieśmiało – ale czy to miejsce jest wolne? Bo nie ma żadnych, a czekam już dziesięć minut. – wskazała ręką dookoła, a ja rozejrzałam się. Kawiarnia była przeładowana. – Chyba że czekasz na kogoś. – dodała z wahaniem.
- Nie, proszę. – odpowiedziałam i zabrałam torbę z sąsiedniego krzesła. Dziewczyna usiadła i postawiła na stoliku mały i lekki laptop. Popijając herbatę, pisała coś przez chwilę, a potem znienacka zapytała:
- Co czytasz?
- „Delirium” – odparłam.
- Czytałam to! – wykrzyknęła – Całą trylogię. Moja ukochana książka.
- Hmm, też mi się podoba. – odpowiedziałam niedbale. Chciałam jak najszybciej wrócić do lektury, a dziewczyna wyglądała mi na bardzo rozmowną.
- Kiedyś miałam więcej czasu na czytanie. – westchnęła, a ja jęknęłam w duchu. Doskonale znałam taki typ ludzi. Za 10 minut będę znała cały jej życiorys.
- Czytałam bardzo dużo, ale potem wkręciłam się w wolontariat. W sumie nie żałuję, bo robię coś dla innych, choć czasem chciałabym mieć więcej wolnego. Jak jesteś zwykłym członkiem, wybierasz sobie, czy chcesz brać udział w danej akcji czy nie, natomiast bycie koordynatorem to już cięższa sprawa. Byłaś kiedyś wolontariuszką? – zapytała.
- Nie. – odparłam zgodnie z prawdą.
- Na pewno by ci się spodobało. Pomagamy w schroniskach, domach dziecka, spokojnej starości i organizacji różnych wydarzeń kulturalnych. Obecnie organizuję darmowe korepetycje dla dzieci mających problemy z nauką. Nie chciałabyś wziąć udziału?
- Hmm, nie wiem.
- Zapewniam cię, to świetna sprawa. Masz mniej czasu, ale za to jak go wykorzystujesz! Czy wiedziałaś, że statystyczny nastolatek spędza przed komputerem trzy godziny dziennie? W tym czasie można wyprowadzić dziesięć psów ze schroniska! – w jej oczach błyszczał entuzjazm – No, przyznaję się, ja spędzam pięć godzin, ale to dlatego, że jestem koordynatorem i wszystkim się zajmuję. Właśnie teraz piszę do dyrektorki jednej z podstawówek z prośbą o udostępnienie nam sal lekcyjnych po godzinach. Będziemy uczyć  najsłabsze dzieciaki matmy i angielskiego. To pierwsza takiego typu akcja, więc trochę się denerwuję. – przygryzła wargę i po raz pierwszy od dłuższej chwili zamilkła.
- Na pewno wszystko wam się uda. – wydukałam, oszołomiona jej słowotokiem.
- Zwykle się udaje. – potwierdziła – Dlatego, że dużo poświęcamy. Praktycznie nie mam czasu się uczyć, no ale coś za coś. Nie mówię, że musiałabyś od razu spędzać na wolontariatach całe dnie, na początek dwie – trzy godziny tygodniowo chyba będą okej.
- Ale ja się nie zgłaszałam! – powiedziałam, lekko spanikowana, ale dziewczyna nie słuchała.
- Dobrze, że się poznałyśmy, trochę cię w tym obeznam. Zacząć nie jest łatwo, od razu mówię. Ja miałam trudne początki. W ogóle trafiłam na wolontariat przez przypadek, zupełnie tak jak ty. Kiedyś bardzo marzyłam o psie, ale rodzice nie chcieli się zgodzić. Pewnego razu postanowiłam pojechać do schroniska i zaadoptować psa bez pytania, taka byłam zdesperowana. Niestety okazało się, ze jako nieletnia nie mogę tego zrobić, ale zaproponowano mi wyprowadzanie. Wtedy ustaliłam z rodzicami, że jeżeli przez rok będę wyprowadzać psy, dostanę własnego. Po kilku tygodniach tak mnie to wciągnęło, że nie miałbym czasu na własnego zwierzaka, więc plan upadł. – odetchnęła.
- Ja też nigdy nie miałam zwierzęcia. – powiedziałam. Z tą dziewczyną niezwykle trudno się rozmawiało. – Wiesz co, ja już chyba muszę się zbierać. Czekają na mnie.
- O, szkoda. – zmartwiła się wyraźnie – A tak dobrze nam się gadało!
„Chyba tobie” pomyślałam. Wstałam i pozbierałam swoje rzeczy, a potem wyszłam, zostawiając dziwną dziewczynę samą z jej historiami.
Przeszłam przez piętro restauracyjne. W pewnej chwili dostrzegłam Julię z trzema koleżankami, wyglądającymi jak jej nieco nieudolne kopie – wszystkie blond, różowe i wyszminkowane. Królowa ze swoją świtą. Na wszelki wypadek obeszłam ich stolik szerokim łukiem., a potem weszłam do jednego z odzieżowych sklepów. Przymierzyłam i kupiłam trzy obszerne bluzy – nie było opcji, żebym zakładała ciuchy wybrane dla mnie przez Leslie, całe te pastele i jasne sweterki. Wiedziałam, że ubieram się jak chłopak, ale było mi wszystko jedno – jeżeli ktoś jest brzydki, nic go nie uratuje, a w ciuchach Julii wyglądałabym po prostu śmiesznie.
Wybiła trzynasta, więc zeszłam na parking, gdzie stała już wściekła Julia.
- Spóźniłaś się. – wysyczała, a ja wzruszyłam ramionami. Po chwili wsiadłyśmy do srebrnej Hondy Leslie.
- Dobrze się bawiłyście, dziewczynki? – zapytała macocha, patrząc we wsteczne lusterko.
- Doskonale. – odpowiedziała Julia słodko, a zadowolona Leslie pokiwała głową.
- Cieszę się, że się dogadujecie! – powiedziała z uśmiechem.
Westchnęłam. Ta kobieta była niesamowicie naiwna!

***
Cześć, Megan!
Mam nadzieję, że wszystko u ciebie dobrze i jakoś układa Ci się z ojcem. Musisz mi wszystko dokładnie opisać!
Nie uwierzysz, co tu się dzieje. Mam nową współlokatorkę, przyjechała w dniu Twojego wyjazdu. Nie mogę powiedzieć, żebyśmy się lubiły. Ma piętnaście lat i uważa się za dorosłą. Ciągle zabiera mi różne rzeczy i nie oddaje, a potem zapiera się, że to nie ona. Ciekawe kto, w takim razie?
Muszę Ci powiedzieć, że okropnie nudno jest bez ciebie. Byłaś moją najlepszą koleżanką, a teraz wszystko wróciło do starego stanu rzeczy. Do osiemnastki pół roku!
Zadzwonię do ciebie jutro i wszystko mi opowiesz. Pamiętaj, żeby w szkole poznać kogoś fajnego!
Buziaki

Lilianne

-----------------------------------------------------------------
Jest czwarty rozdział, miłego czytania <3 Jeśli skomentujecie sprawicie mi ogromną radość :)

4 komentarze:

  1. Cudnie piszesz :)
    mjakmamuska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Super piszesz! :))
    MÓJ BLOG-KLIK:)
    Jeśli Ci się spodoba zaobserwuj! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie piszesz! Twój blog jest naprawdę ciekawy. Zapraszam do mnie.
    http://greenlife-by-hermenagilda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. wciąga jak nie wiem co... czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń